Pięć lat światowej koniunktury zostało przejedzone i rozdane na potrzeby budowania mitu wspaniałej ekipy pod przewodnictwem wielkiego patrioty i polityka na miarę stulecia. Podtrzymywanie mitu odbywało się za pomocą ciągłego pompowania gotówki i propagandy dobrobytu w stylu: „ Wystarczy nie kraść, a pieniądze się znajdą”.
Jednak po pięciu latach radosnego wydawania pieniędzy i kryzysu gospodarczego spowodowanego epidemią, kasa Państwa jest dramatycznie pusta.
Można jeszcze drenować OFE, czy wyciągać ostatnie pieniądze z Funduszu Rezerw Demograficznych jednak tych pieniędzy wystarczy może na rok łatania dziury budżetowej.
Po płaczliwej, utrzymanej w poważnym tonie wypowiedzi Morawieckiego w Senacie, że rezerwy państwa wystarcza na 3 miesiące, nagle ten sam Morawiecki oświadcza, że rząd przeznacza 100mld zł na pomoc zagrożonym upadkiem przedsiębiorstwom.
Skąd nagle te pieniądze? Ano z drukarni.
Kontrolowany przez rząd Polski Fundusz Rozwoju (PFR) wyemituje obligacje o łącznej wartości 100 mld zł, co oznacza, że na taką sumę zaciągnie dług. Obligacje kupi Narodowy Bank Polski i przekaże do PFR gotówkę. PFR za pośrednictwem banków komercyjnym rozda ją przedsiębiorcom w postaci nieoprocentowanego kredytu, z góry zaznaczając, że 60 proc. może zostać umorzone.
W obiegu znajdzie się dodatkowo 100 mld zł, które nie będą miały pokrycia w towarach i usługach. Przeciwnie – przewiduje się spadek produkcji. Wirtualne pieniądze trafią na konta firm, a z nich do pracowników. Znaczny wzrost podaży pieniądza, któremu nie towarzyszy pojawienie się dodatkowych towarów i usług, spowoduje wzrost cen, czyli inflację.
Ludzie trzymający oszczędności w złotówkach poniosą znaczne straty. Wszyscy którzy pamiętają schyłek PRL-u wiedzą co to znaczy.
I tego właśnie Bartosik wam nie powie.