„Wyciągnijmy kieliszki i kiełbasę”, czyli na sesji o tym kto robi pokazówkę, a kto ma kulturę?

Chcieć to móc
Samorządowcy z Miasta Turku spotkali się w piątek, 28 maja, na trzydziestej czwartej sesji Rady Miejskiej. Mimo trudnego początku posiedzenie przebiegało dość sprawnie, dopóki włodarze nie dotarli do punktu związanego z zapytaniami i interpelacjami. Wśród nich znalazło się wiele tematów istotnych dla mieszkańców naszego miasta. W pewnym momencie – ni stąd ni zowąd – do sali wszedł nikt inny jak sam pan minister (dotychczas najwyższej rangi urzędnik państwowy w historii turkowskiego PiSu) czyli nie kto inny jak wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik.

Pewnie nie było by w tym nic dziwnego, że lokalny poseł chce uczestniczyć w obradach, a nawet i zabrać głos, gdyby nie forma i okoliczności w jakich to wszystko się odbyło. Bartosik wszedł na obrady z bukietem kwiatów i od razu – w trakcie gdy przemawiali radni – zabiegał u przewodniczącej Kadrzyńskiej - Siwek o zabranie głosu.

- Panie pośle. Jesteśmy w punkcie zapytania i interpelacje. W tym punkcie nie zabierze pan głosu. Są pewne zasady i reguły. Kultura wymaga, aby pan poczekał. Udzieliłam głosu radnemu Lamentowi – poinformowała przedstawiciela władzy państwowej samorządowczyni. Ten jednak nie zważając na to, że do głosu została dopuszczona inna osoba, dziarskim krokiem ruszył w kierunku mównicy, informując przy tym, że na podstawie ustawy o sprawowaniu mandatu posła ma on prawo zabierać głos w każdym momencie obrad.

A gdzie wódka i zakąska?
- Szanowni państwo. Chciałbym zabrać głos w związku ze sprawowaniem mandatu posła i mogę to uczynić w każdej chwili. Chciałbym złożyć życzenia urodzinowe pani radnej Janinie Kolenda, która jest naszą radną miejską. Pani Jasiu, sto lat i wszelkiej pomyślności! – mówił Ryszard Bartosik, który – gdy skończył – podszedł do radnej Kolendy, wręczył bukiet kwiatów, sfotografował się z nią i wyszedł z sali. Część radnych Prawa i Sprawiedliwości oraz Niezrzeszonych zaczęła śpiewać sto lat, natomiast przedstawiciele Ziemi Tureckowskiej – w geście protestu – opuścili na moment obrady.

Cała sytuacja wywołała niemały zamęt na sali i lawinę komentarzy. Zanim do nich dojdziemy to w pierwszej kolejności śpieszymy z wyjaśnieniem, że poseł nie miał racji, że może zabierać głos poza kolejnością. Sprawdziliśmy. Ustawa, na którą powołał się Bartosik, wskazuje że poseł ma prawo uczestniczyć w sesjach rad gmin właściwych dla okręgu wyborczego, z którego został wybrany i w ich trakcie może zgłaszać swoje uwagi i wnioski. Warunki do tego zapewnia przewodniczący rady. Akt ten nie przyznaje więc specjalnych uprawnień co do precedencji wypowiedzi.

Jako pierwsza po całym zamieszaniu głos zabrała Janina Kolęda. Łamiącym się głosem powiedziała, że jest jej przykro, że część radnych wyszła z sali. Podziękowała jednak za życzenia ministrowi Bartosikowi. Do zapanowania nad porządkiem obrad przystąpiła w końcu Mariola Kadrzyńska-Siwek, która poprosiła wszystkich o spokój.

- Proszę o ciszę. Nie jestem radną pierwszą kadencję i tego typu jasełka są po prostu nie w porządku. Tego typu rzeczy się zgłasza przed sesją. Jeszcze nigdy w kadencji samorządu nie zdarzyło się to, żeby ktoś przerywał obrady tylko dlatego, że przynosi swoje przepisy. Kultura wymaga, aby podejść do przewodniczącego rady i poprosić o zabranie głosu. W stosownym punkcie ten głos pan poseł by otrzymał. Trochę szkoda, że tej kultury zabrakło – grzmiała przewodnicząca, którą wsparł burmistrz Romuald Antosik.

- Czynicie prywatne imprezy na sesji Rady Miejskiej w Turku, kiedy się wam to podoba. Bez zgody i zapytania przewodniczącego rady. Jakieś reguły na tej sesji muszą panować. Można to było zrobić z klasą i inaczej. Ucierpiała pani Janina. To nie jest tak, że poseł może zabrać głos w każdej chwili. Pierwszy raz słyszę, że obowiązkiem poselskim jest składanie życzeń. To wszystko do niczego dobrego nie prowadzi. Wparowanie tutaj w trakcie sesji i pokazuje pozycję siły lub inną pozycję, której ocenę pozostawię państwu – wypowiedział się Antosik, którego zdaniem przewodnicząca nie popełniła żadnego faux pas.

– Może za chwilę wyciągniemy kieliszki i ktoś przyniesie kiełbasę. Będziemy się bawić, bo są urodziny radnego – ironizował burmistrz, który wskazał, że takie sytuacje nie zawsze muszą być – jak to określił – pokazówką. Ad vocem głos zabrała obdarowana przez ministra kwiatami radna Kolenda.

- Mam rzeczywiście urodziny. Nie przypuszczałam, że przyjedzie minister. Nie było to w planie. Panie burmistrzu. Cokolwiek by pan powiedział, że pan przeprasza, to dla mnie jest to nóż w serce. Bo poseł nie przyszedł w trakcie obrad ani w trakcie głosowania, ale przyszedł we wolnych wnioskach. Dostał jednak reprymendę jaką w życiu bym nie przypuszczała, że można powiedzieć swojemu posłowi, swojemu ministrowi. Jest z naszego terenu i powinniśmy być dumni. Reprymenda, że się źle zachował? Bardzo przepraszam w imieniu posła. Jest mi przykro – wskazywała radna, która po raz kolejny nie kryła silnych emocji.

„Co wolno wojewodzie…”
Sesje Rady Miejskiej w Turku okazują się na tyle nieprzewidywalne, że aż strach snuć przypuszczenia co wydarzy się na kolejnej. Spotkania podczas których obradują radni, a więc przedstawiciele mieszkańców mają na celu pracę na ich rzecz, dodajmy merytoryczną i konstruktywną. Często jednak lokalna polityka oraz rządzące nią układy dają upust zachowaniom, które zakrawają nie tylko brak wyczucia, ale także dobrego smaku i taktu. Na myśl przychodzi tylko jedno zdanie "co wolno wojewodzie (ministrowi, posłowi) to nie tobie...". Na co przewodnicząca tylko czekała, aby zachować się w podobnym tonie, co się jej zresztą udało. Podsumowując – miało wyjść „pisowskie show” o szacunku dla swoich, a wyszła niezgrabna tragikomedia, kosztem jednej z najbardziej kulturalnej i wyważonej radnej w historii miasta.