Wideo: O człowieku, który uratował rodzinę wilg

wilga

Prezentujemy opowiadanie Karola Fornalczyka, fotografa, przyrodnika, członka Turkowskiej Grupy OTOP, który uratował pewną rodzinę wilg…

W środowisku naturalnym wilgę często spotkałem w dolinie rzeki Warty do której nieustannie wracam. Niejednokrotnie udawało się jedynie spostrzec przelatującego złotego ptaka wśród drzew a gdzieś w oddali usłyszeć jego kojący śpiew, później w okresie jesiennym, kiedy liście już opadły, odnajdywałem jakże wspaniałe, wplecione w brzozowe gałązki gniazda.

Wilgi przylatują do nas na początku i w połowie maja a żegnają pod koniec sierpnia, prowadzą skryty tryb życia i ciężko jest je zauważyć w życiu codziennym, z reguły przebywają w gęstym listowiu drzew i unikają bliskości człowieka. Z gniazda oddalają się cichutko, natychmiast po spostrzeżeniu zbliżającego się człowieka, samiec jest podejrzliwy, bardzo płochy i ostrożny, śpiewa z dala od gniazda, od samicy rożni się wyraźnie kontrastową żółtą i czarną barwą. Samica również ostrożna ale bardziej ufna i dość szybko akceptująca człowieka w swojej bliskości, nieco mniejsza od samca, pierś jaśniejsza w ciemne cętki, mniej kontrastowa.

Gniazdo wilg jest wplecione w rozwidlenie cienkich gałązek, z dala od pnia, przypominające niewielki koszyk, składają z reguły cztery do pięciu białych nakrapianych jaj, które wysiadują przez okres około 14-15 dni. Po wykluciu się młode głodomory są wiecznie nienasycone, oboje rodzice łowią spore ofiary w postaci zielonych pasikoników, soczystych włochatych gąsienic, ślimaków,  morw, wiśni czy czereśni. Często w karmieniu i opiekowaniu może pomagać druga, młodsza samica, młode opuszczają gniazdo po około 14-16 dniach i kręcą się w pobliżu gniazda.

Czatownię zbudowałem około ośmiu metrów nad ziemią na jednej z najgrubszych gałęzi smukłej brzozy, odległość od gniazda niewielka, na tyle pozwoliły warunki. Aby dostać się do środka trzeba było najpierw użyć drabiny sznurowej, następnie wspiąć się kolejne kilka metrów po gałęziach i zniknąć w ukryciu. Tuż przy pniu powstał swoisty kokon okryty gałązkami i  siatką maskującą, za siedzisko posłużyło kilka zbitych desek, do grubej gałęzi podwiązałem krótką linę podpiętą karabińczykiem do pasa, asekuracja w razie upadku oraz elastyczny statyw. Odległość od gniazda niewielka, należało więc zachować dużą ostrożność, rozwagę i spokój żeby nie narażać ptaków na stres, pozwolić aby mogły bez kłopotu wykonywać codzienne czynności.

Wróciłem po kilkunastu dniach, około godziny 4.00 siedziałem już w środku i bacznie obserwowałem otoczenie wokół gniazda. Zaskoczenie duże bo już po kilku minutach pierwsza pojawiła się samica, zupełnie bez żadnego zainteresowania zaczęła swobodnie karmić pisklęta, wiedziałem już, że wszystko jest w najlepszym porządku i ptaki czują się bezpieczne. Zaraz po wykluciu się młodych, dorosłe ptaki w większości donosiły duże zielone pasikoniki i mięsiste gąsienice, potem owoce morwy. Czasami, po przylocie samicy odnosiłem wrażenie że pisklak nie poradzi sobie z tak sporym kąskiem, jednak po chwili okazywało się, że nie sprawiało mu to większego kłopotu, kilka ruchów przełykiem i owad znikał bezpowrotnie. Wilgi w zwyczaju mają czystość i porządek a więc praktycznie po każdym dostarczeniu posiłku, rodzic chwilkę odczekuje, zabiera pieluchę (kupę) i ze względów bezpieczeństwa wynosi z dala od gniazda. Karmienie co 10-20 minut, w zależności od pogody, czasami godzinne przerwy w dostawach. 

Kolejne dni zapowiadają się deszczowo, silny wiatr sprawia, że na drzewie zaczynam czuć się trochę niebezpiecznie. Pomimo trudnych warunków dorosłe ptaki nadal karmiły choć już nie z taką częstotliwością jak normalnie, mokre i nieco zziębnięte pojawiały się rzadziej. Postanawiam odpocząć i nie przeszkadzać ptakom w trudnym czasie, z nowymi siłami pojawiam się dopiero po kilku dniach.
Jest 4.00, po wyjściu z samochodu wita mnie podejrzana cisza, słyszę różne głosy ale nie słyszę wilg, to źle wróży. Cichutko zbliżam się i widzę że coś jest nie tak, z daleka gniazdo wygląda dziwnie, jakby większe, podchodzę bliżej i moim oczom ukazuje się smutny widok, konstrukcja gniazda została mocno naruszona przez silny wiatr i deszcz. Wilgowy koszyczek zwisa na ździebełku, trzyma go jedynie delikatny oplot jednej z brzozowych gałązek, jestem zrezygnowany, szukam piskląt pod drzewem jednak bez rezultatu. Przy pomocy drabiny wspinam się na drzewo i z bliska oglądam zniszczenia, w gnieździe trzy pisklęta, jednego brakuje, wyglądają na martwe, ale nie, widzę że się ruszają, kurczowo trzymając się pazurkami zwisającego gniazda. Wygląda na to, że tragiczna scena musiała mieć miejsce dosłownie kilka godzin temu.

Co robić ? szybka reakcja - schodzę z drzew i biegnę do samochodu, szukam jakiegoś sznurka, linki, jest jedynie plastikowa opaska, podpinam nią gniazdo do gałęzi, wygląda dobrze, już nie spadnie. W drodze powrotnej szukam czwartego pisklaka, musi przecież gdzieś tu być, po kilku minutach udaje się !!! zziębnięty maluch siedzi nieruchomo w trawie, cud że nic go nie zjadło. Czym prędzej chowam go do kieszeni koszuli, wnoszę na drzewo i sadzam obok rodzeństwa, wygląda to całkiem dobrze, pisklaki odetchnęły i spokojnie ułożyły się w gnieździe, nic więcej nie mogę zrobić, pozostaje nadzieja że dorosłe ptaki nadal będą karmić.

Minęły kolejne dni, wczesnym rankiem znikam w czatowni, niedaleko słyszę wilgi a wraz z nimi nadzieję że powróciły do karmienia. Po wejściu na drzewo oniemiałem, w gnieździe widzę już nie pisklęta ale podloty, dwa siedzą jeszcze w gnieździe a dwa pozostałe na gałęzi tuż obok, udało się, to oznacza że dorosłe karmią i wszystko wróciło do porządku dziennego. Po kilku minutach niezauważenie pojawia się piękny samiec z soczystą gąsienicą, nie jest już ostrożny, skupiony tylko na młodych, druga pojawia się samica z owocem morwy, ptaki karmiły nieustannie przez cały dzień, młode wilgi rosły w oczach. Podczas silnego wiatru, ich ostre pazurki pozwalały im na poruszanie się po gałązkach w okolicy gniazda. Skoki z gałęzi na gałązkę nie wyglądały za ciekawie, jednak zawsze czepiały się doskonale i przy pomocy skrzydeł usadawiały na miejscu. Kiedy w okolicy pojawiało się niebezpieczeństwo o którym informowały oczywiście inne ptaki, potrafiły już donośnie skrzeczeć i wzywać rodziców, którzy nie wiadomo skąd pojawiali się natychmiast.

To ostatni dzień spędzony z wilgami, lęg udany, pełny sukces, domek na drzewie rozebrany i tak oto kończy się opowieść o czterech młodych wilgach, które uratowała plastikowa opaska…
 
Prezentujemy film Karola o wilgowym koszyczku:



Kamil Gardzielik powalczy w Turku. Gala bokserska ...
Puchar Mazur w Ełku

Podobne wpisy

 

Komentarze

Umieść swój komentarz jako pierwszy!
Gość
czwartek, 28 marca 2024

Zdjęcie captcha

Redakcja:

Redaktor: Katarzyna Błaszczyk

Kwiatowa 24, 62-700 Turek
Telefon: 508 220 173
e-Mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.