Blisko dwie godziny radni Rady Miejskiej Turku spędzili na procedowaniu apeli dotyczących wykluczenia komunikacyjnego naszego miasta. Do posłów, do senatora, do premiera, do marszałka województwa. Każdy apel rodził dyskusję, każda dyskusja kończyła się tym samym refrenem: problem jest realny, więc trzeba apelować. I tylko jedna rzecz pozostaje niezmienna — apelujemy od lat o ważne dla mieszkańców sprawy, a efektów apeli brak. Jedno jest pewne- od dawna powiat turecki pozostaje wykluczony komunikacyjnie.
Dyskusja o transporcie lokalnym w dużej mierze dotyczyła wątku politycznego. Radnych Martę Kiszewską i Zbigniewa Korzeniowskiego (PO) zapytano o to, jak mają się ich stanowiska w sprawie wykluczenia komunikacyjnego do poglądów ich partyjnego lidera w strukturach powiatowych, który ma odmienne zdanie w tej kwestii niż wynikałoby z linii programowej ich wspólnej formacji. To pytanie unaoczniło szerszy kontekst polityczny całej dyskusji. Odnoszono się bowiem do artykułu, jaki pojawił się na portalu związanym z szefem powiatowej Platformy Obywatelskiej. Temat jednak szybko zszedł na niezbyt wyszukane tory.
–Pod wspomnianym artykułem wyświetla się reklama: „Koniec z nietrzymaniem moczu”. Radzę skorzystać z nauk medycznych, psychologii, psychiatrii. Wynika bowiem, że ludzie wyczerpani przypadłościami tego typu zdarza się, że odreagowują swoje przypadłości bez sensu atakując innych. Jest to udowodnione – mówił radny Marian Marczewski.
Zasadność apeli podważył Zbigniew Korzeniowski mówiąc:
Mam dużo wątpliwości, że te apele przyniosą jakiekolwiek skutki. Próbowaliśmy ich uruchamiać przez lata – odkąd zamknięto PKS, nie mamy połączeń komunikacyjnych z całą Polską. Marian Marczewski zakończył wątek i zażartował. Ja też zażartuję – trzymajmy mocz! Naprawdę! Panowie i panie radni, myślcie- mówił radny Korzeniowski.
Burmistrz Romuald Antosik wskazywał na konkretne działania i faktyczne rozmowy z decydentami. Wspomniał o spotkaniach z wiceministrem odpowiedzialnym za transport, o przejęciu terenu od powiatu kaliskiego oraz o planach budowy centrum przesiadkowego. Wspomniał też o środkach zabezpieczonych na tę inwestycję w Agencji Rozwoju Regionalnego w Koninie, choć nie podał ich konkretnej wysokości ani terminu podpisania umowy.
W trakcie obrad radny Dariusz Kałużny zapytał wprost o to, czy były prowadzone rozmowy z powiatem tureckim na temat wykluczenia komunikacyjnego.
Burmistrz zaznaczył, że temat poruszony został ze starostą, a także odbyło się w tej sprawie spotkanie z wójtami i burmistrzami gmin powiatu tureckiego.
– Udało nam się wspólnie uruchomić linię PKS Konin między Koninem, Turkiem a Kaliszem. Czekamy na spotkanie z Agencją Rozwoju Regionalnego i też będziemy chcieli zorganizować spotkanie dodatkowe, jeśli chodzi o dworzec, który będzie służył przede wszystkim mieszkańcom gmin powiatu tureckiego – mówił burmistrz Turku.
Radny Mikołaj Sukowski podkreślił, że obietnice, deklaracje i zainteresowanie to jedno, inną kwestią jest doprowadzenie do realizacji planów.
– Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat, do następnych wyborów, zostaną podjęte jakieś realne działania w tym kierunku, żeby nam pomóc w rozwiązaniu problemu – mówił Mikołaj Sulkowski.
Powiat turecki jak był wykluczony komunikacyjnie, na razie taki pozostaje. Podczas sesji radni przyjęli trzy apele: do marszałka województwa, posłów i senatora. Brzmi podniośle, ale sprawczo niczego nikomu nie nakazuje. To jedynie sygnał, że problem istnieje. I choć problem jest bardzo poważny i całkiem realny, w pewnym momencie dyskusja zeszła z toru rzeczywistości. Apele często pełnią jedynie funkcję politycznego usprawiedliwienia: wysłaliśmy pismo – zrobiliśmy, co mogliśmy. Nie uruchamiają jednak budżetów, nie wymuszają decyzji, nie zmieniają rozkładów jazdy. Są tańsze niż odpowiedzialność, a wygodniejsze niż skuteczność. Wykluczenie komunikacyjne nie zniknie od kolejnych pism, choć można oczywiście apelować nadal, spędzając nad rozmową o tym godziny podczas sesji. Powtarzać ten sam rytuał i debatując nad tym, że każdy zgadza się z istnieniem problemu i powinno się głośno o nim mówić. Trzeba liczyć się z tym, że kluczowe decyzje zależeć będą jednak od adresatów wspomnianych apeli i tego, czy zdecydują się oni nie tylko ich wysłuchać, ale też działać.





