We wtorek, 30 grudnia w Turku odbyła się sesja budżetowa, która zamiast być spokojną procedurą, zamieniła się w prawdziwy polityczny cyrk. Już niejednokrotnie byliśmy świadkami absurdalnych posiedzeń, jednak wczorajsza debata przekroczyła granice zdrowego rozsądku. Na scenie – a właściwie w sali rady – głównymi aktorami byli radni Koalicji Obywatelskiej, a w szczególności Zbigniew Korzeniowski, przewodniczący komisji budżetowej. Jego działania nie tylko zakłóciły pracę rady, ale pokazały, że dla niektórych partyjna lojalność jest ważniejsza niż interes miasta.
Kulminacją absurdu była próba wprowadzenia 14 poprawek do budżetu, które były głosowane pojedynczo, przy czym sami inicjatorzy… wstrzymywali się od głosu. Jak stwierdziła zdenerwowana przewodnicząca rady Mariola Kadrzyńska-Siwek sytuacja była co najmniej absurdalna.
– To jest niepoważne, jeśli państwo radni dajecie nam coś pod głosowanie i później się wstrzymujecie. Czyli nawet nie akceptujecie poprawek, które zgłaszacie? To absurd i powiem to z pełną goryczy rozpaczą i zdenerwowaniem – mówiła Mariola Kadrzyńska-Siwek.
Najbardziej szokujące były jednak słowa Zbigniewa Korzeniowskiego, który jako przewodniczący komisji budżetowej otwarcie przyznał, że nie wie, w jakim trybie uchwalany jest budżet miasta. Mimo tej jawnej niewiedzy, uparcie forsował poprawki sprzeczne z prawem – od redukcji wydatków na prąd w szkołach przez faworyzowanie jednego klubu sportowego (Tur 1921 Turek), po zmniejszenie rezerwy ogólnej budżetu miasta. Skutkiem był proceduralny chaos, zmarnowany czas rady i urzędników, a przede wszystkim ryzyko szkodzenia interesom mieszkańców.
Głos podczas długiej debaty zabrał Marcin Deruckim, który nie przebierał w słowach.
– To jest dramat jeżeli ktoś, kto nazywa się liderem struktur jakichkolwiek, wystawia w ten sposób swoich radnych na pośmiewisko… radni KO pokazali, że są przeciwko naszemu samorządowi, jednostkom organizacyjnym, szkołom, przedszkolom. To szkodnictwo polityczne – mówił radny Derucki.
Radni KO najwyraźniej zapomnieli, że ich rolą jest dbanie o miasto, a nie spektakularne popisy partyjnej lojalności. Jak wskazywali inni członkowie rady zarówno Korzeniowski, jak i Kiszewska jedynie wykonują i odczytują polecenia lidera struktur swojego ugrupowania. Nie obyło się też bez wręcz groteskowych sytuacji. Zbigniew Korzeniowski w pewnym momencie pozwolił sobie na komentarz wobec burmistrza, który był co najmniej nie na miejscu.
– Cieszę się, że jedną konkluzję pan z tego wyciągnął, burmistrzu. Warto współpracować, czego nie było przez ostatnie miesiące i tygodnie, i może w końcu pan zacznie współpracować ze wszystkimi radnymi – mówił radny KO, a jego słowa spotkały się z głośnym śmiechem radnych.
Poprawki KO były nie tylko nieprzemyślane, ale i niemożliwe do wprowadzenia, co jednoznacznie sygnalizowała skarbnik miasta. Radna Joanna Maciejewska podkreśliła w dyskusji, że zmiany do budżetu powinno proponować się wcześniej.
– Wczoraj była komisja – rzuciłeś tylko, że masz jakieś zmiany. Na pytanie co konkretnie i z czego sfinansować była cisza… Był na to czas i zarzucanie, że nie było cię na komisji budżetowej 1 grudnia, bo miałeś coś zaplanowane, było naprawdę poniżej wszelkich norm kultury osobistej- mówiła radna.
Tymczasem większość rady pracowała nad budżetem, który według jego pomysłodawców ma zabezpieczyć potrzeby miasta, jednostek oświatowych i inwestycji na przyszły rok.
– Bardzo dziękuję wszystkim, którzy pracowali nad tym budżetem. Nie dajmy sobie sami budować złego wizerunku rady i miasta – mówił burmistrz Romuald Antosik.
Mieszkańcy Turku mieli więc okazję przez blisko dziewięć godzin obserwować, jak brak przygotowania, nieznajomość procedur i partyjna lojalność ponad wszelkie projekty potrafią paraliżować decyzje rady i marnować czas całego samorządu. Jeśli ten spektakl miał kogokolwiek czegoś nauczyć, to chyba tylko tego, że polityczne popisy nie zastąpią odpowiedzialności. Resumując wczorajsze spotkanie należy wskazać jedną zależność- można być w radzie miasta, a jednak nie wiedzieć, po co się tam siedzi.





